niedziela, 20 marca 2016

"Krótka historia drewnianej lalki"

Oto od dawna zapowiedziana niespodzianka.
~ ~ ~

Gdzieś w małej, brudnej wiosce, gdzie każdy znał każdego, mieszkałam ja. Ja, czyli kto? Byłam kimś, kogo znała każda dziecięca buzia. Na mój widok na tych pucowatych buźkach pojawiała się radość, dzieciaki zasiadały i wpatrywały się we mnie z zapartym tchem. Bo opowiadałam im wszystko to, czego chciały.
Byłam marionetką.

KRÓTKA HISTORIA DREWNIANEJ MARIONETKI

„Urodziłam się” bardzo, bardzo dawno temu. Mój pierwszy właściciel, bardzo dobry stolarz, dokładnie wyrzeźbił każdą część mojego malutkiego ciała, poskładał i przymocował do siebie, aby każdy ruch był płynny, bez przeszkód. Włożył w ten malutki kawałek drewienka tyle serca i miłości, że pokochałam tego człowieka od razu. To on pokazał mi cały warsztat. Wieczorami natomiast towarzyszyłam jego małżonce w występach jej malutkiego teatrzyku. Grałam królewny, o których serce walczyli dzielni rycerze; małe dziewczynki, które przeżywały wspaniałe przygody, poznając i ucząc się wiele; zdarzały się też role czarownic, które dzięki miłości zmieniały się w dobre wróżki. Przez długi czas widziałam co zachód słońca roześmiane twarze dzieci, które z zapartym tchem śledziły toczącą się historię, a na samym końcu głośno klaskały i śpiewały na podziękowanie. Jednak za dnia poznawałam dokładniej całą wioskę. A to dzięki córce pana ojca  – uroczej dziewczynce, która zabierała mnie wszędzie gdzie tylko chodziła. Opowiadała o mieszkańcach, swoich przyjaciołach w szkole,  a siedząc w pokoju do późnych godzin zwierzała mi się ze swych sekretów. Byłyśmy nierozłączne.

Ale nie wszystko, co piękne, trwa wiecznie.

Mojej rodzinie nie powodziło się dobrze. Jeszcze gdy pani matka żyła wszystko jakoś funkcjonowało. Jednak niedługo po moich trzecich „urodzinach” poczuła się bardzo źle, zabrano ją jak najszybciej do szpitala. Niestety, zmarła. I od tego czasu zaczęły się problemy. Do warsztatu przychodziło już mniej klientów, bo pan ojciec miał już swoje lata i trzeba było trochę czekać aż skończy wszystko – co nie świadczyło o tym, że jakość spadła. Dziewczynką zaopiekowała się więc ciotka, gdyż bała się, że pan nie da rady się nią odpowiednio zająć. Poszłam wraz z małą do nowego miejsca. Jakież ono było ogromne! Nasz poprzedni dom był jednopiętrowy, ten natomiast miał drugie piętro i strych. Jakie my byłyśmy z panienką podekscytowane, w końcu tyle nowych miejsc do obejrzenia! Zaczęłyśmy jeszcze tego samego dnia, poszukując niezwykłych kryjówek, tajemniczych miejsc. Zaczynałyśmy od samego dołu, chowając się pod schodami, a wraz z mijającym czasem penetrowałyśmy zakamarki domu znajdujące się coraz wyżej i wyżej. Miałyśmy naszą ulubioną kryjówkę, mieszczącą się w przestrzeni pod schodami. Jeżeli podeszło się wystarczająco blisko ściany na końcu, można było usłyszeć rozmowy służących z ich pokoju.
Aż pewnego dnia, może rok po naszym wprowadzeniu się, panienka wzięła mnie i przeszłyśmy korytarzem na sam jego koniec. Patrzyłam z rosnącą radością, jak powoli zbliżamy się do schodów, które prowadziły do ostatniego, najwyższego, poziomu domu – strychu. Moja właścicielka spojrzała na mnie z uśmiechem, widziałam w jej niebieskich oczach tą samą rosnącą ciekawość, która była i we mnie.

- Chodźmy zobaczyć, co tam jest – rzekła i zaczęła wchodzić wraz ze mną po schodach.
Po chwili dotarłyśmy na samą górę, patrząc na drzwi wykonane z ciemnego drewna. Panienka cichutko nacisnęła klamkę, nie wydała ona z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Na paluszkach dziewczynka weszła do środka, przymykając za sobą drzwi.
W środku nie było ciemno, jak myślałam do tej pory. Przez dachowe okna wpadało przyćmione światło, nadając przedmiotom tutaj będącym niezwykły wygląd. Pochłaniałam wszystko, co widziałam, z zapartym tchem. Zakurzone i wielkie lustro w ozdobnej ramie, wypchany wilk szczerzący kły, czy też bujany fotel z wyblakłym kocem – te i inne przedmioty odkrywałyśmy w ciągu naszej ekspedycji. Znalazłyśmy sobie wygodne miejsce, do którego zniosłyśmy kilka starych albumów, rozsiadłyśmy się i zaczęłyśmy przeglądać czarno-białe fotografie.
Nie jestem w stanie powiedzieć, jak wiele czasu tam siedziałyśmy. Przerwało nam dopiero otwieranie drzwi i czyjeś kroki. Panienka podniosła głowę znad fotografii, którą akurat trzymała w rękach, i chwyciła mnie w objęcia. Usłyszałyśmy głosy co najmniej dwóch osób, które tutaj weszły. Dziewczynka rozejrzała się i na kolanach pociągnęła za sobą pod wiekowe biurko. Było częściowo przykryte jakimś starym kawałkiem grubego materiału, więc stanowiło idealną osłonę przed ujrzeniem. Niczym myszy pod miotłą siedziałyśmy i wsłuchiwałyśmy się. Postacie, które tu weszły, o coś się sprzeczały. Nie potrafiłam wychwycić poszczególnych słów, jednak skądś znałam te głosy. Nie mogłam tylko zrozumieć, co mi w nich nie pasuje. Po chwili głosu nagle umilkły, pojawiły się jednak inne dźwięki, jakby jęki i pomruki. Kroki rozległy się nieco na prawo od nas, po czym rozległ się odgłos upadania. Z tego, co pamiętałam, był tam stary materac, częściowo wypełniony powietrzem. Ludzie właśnie na nim musieli wylądować. Odgłosy, jakie wydawali, były głośniejsze, oddychali szybko. Coś uderzyło w zasłonę, panienka cofnęła się troszkę. Jednak nic się nie stało, nikt do nas nie podszedł. Jednak jęki przybrały na sile, pogłębiło się też sapanie drugiej osoby. Ale nie podobało mi się to, jakiś kawałek układanki nie pasował. Zauważyłam, że moja pani też nad czymś się zastanawia, marszczyła lekko swoje jasne brwi. Wzięła mnie do ręki, podeszła bliżej naszej zasłony i delikatnie ją odsunęła, wysuwając mnie nieco za nią, bym widziała to co ona.

Zdecydowanie nie powinnyśmy tego zobaczyć.

Nie trzeba wiele wyjaśniać, w jakiej pozycji leżała para na materacu. Mężczyzna opierał się nad kobietą, ta oplatała go nogami w biodrach, a rękami wczepiała się w jego plecy. To ona jęczała, podczas gdy jej partner robił to, do czego został stworzony. Nieobca była mi wiedza o cielesnym zbliżeniu dwojga ludzi, ale nigdy nie byłam tego osobiście świadkiem. I chyba nie było mi to potrzebne. Myślałam, że za chwilę znowu się ukryjemy, ale panienka mocno mnie trzymała i nie chowała się. Nie widziałam jej twarzy, ale po silne uścisku zaczęłam się martwić, co się stało. W tym momencie kobieta na materacu odwróciła się do nas twarzą, z przymkniętymi oczami. Teraz wiedziałam, co mi nie pasowało.

- Mama.
Kobieta momentalnie uniosła powieki i spojrzała na nas z ogromnym zaskoczeniem. Ale pewnie było ono mniejsze niż panienki. Gdy przyniesiono wiadomość, że pani matka nie żyje, miała osiem lat i ciężko to przeżyła. Teraz, po kilku latach, nagle okazuje się, że jednak żyła w błędzie, jej matka ma się całkiem dobrze. Poczułam, jak na moje złote włosy spada coś mokrego i spływa po mojej twarzy. To był drugi raz, gdy moja pani płakała. Pierwszy był właśnie wtedy, gdy utraciła matkę. A teraz okazało się, że cierpiała nadaremno.

- Moja malutka… - Pani matka sięgnęła do bluzki i przysłoniła nią swoje ciało. W tym momencie także jej towarzysz się odwrócił. Z ust panienki wydobył się cichy okrzyk na widok wujka, tego przemiłego człowieka, który starał się być dla niej niczym ojciec. Teraz nie wyglądał na zadowolonego, wręcz przeciwnie. Założył szybkim ruchem spodnie i dźwignął się na nogi. Dziewczynka ścisnęła mnie mocniej, po czym szybko niczym królik wstała i zaczęła biec. Usłyszałam okrzyki za nami i ciężkie kroki. Poczułam, że biegniemy szybciej, ale wiedziałam, że nie zdążymy uciec. Panienka była szybka, ale nie miała tyle siły, by uciec. Mężczyzna dopadł ją, przewrócił i przeturlał się z nami po podłodze. Poczułam, że ręka panienki znika z mojego drewnianego ciała, upadłam więc na zakurzoną podłogę, twarzą do niej. Nie widziałam, co się działo. Nie słyszałam wyraźnie, nie rozumiałam krzyków wypowiadanych przez pana wujka. Obok dobiegł mnie tupot nóg, domyśliłam się, że to pani matka do nich podbiega. Zaczęła coś mówić, w innym języku, którego nie znałam. Na chwilę zapadła cisza. A po niej strych wypełnił krzyk panienki. Chciałam jej pomóc. Być przy niej, ochronić ją. W końcu to moja pani. Ale nie mogłam się ruszyć. Bez niej nie byłam niczym więcej, niż drewnianą zabawką.

Wtedy zrozumiałam, że bez niej jestem nikim.

Jej krzyk nie trwał długo, niemal natychmiast umilkł, może zasłoniono jej usta, by nie było nic słychać. W każdym razie zapadła ponownie cisza. Tym razem żaden ludzki odgłos jej nie przerwał. Usłyszałam jedynie, jak ktoś podchodzi i bierze mnie w ręce. Poznałam ten dotyk, przecież tyle razy te same dłonie trzymały mnie i tworzyły postacie do swoich historyjek. Pani matka wyglądała prawie tak samo, jak wtedy, gdy ją ostatni raz widziałam, miała tylko trochę więcej zmarszczek wokół oczu. Ale na twarzy malował się niezachwiany spokój. Jakby nic się nie stało. Usadziła mnie na podłodze, naprzeciwko panienki, po czym odeszła. A ja patrzyłam na swoją panią, leżącą w szkarłatnej kałuży jej własnej krwi. Dostrzegłam miejsce, z którego wypływała: niczym czerwony kwiat wykwitła na niebieskiej bluzeczce plama, z której sączył się płyn. Pierś dziewczynki jeszcze się unosiła, ale ledwie widocznie. Zanim tamta dwójka wyszła, coś do siebie powiedzieli bardzo cichutko. Potem rozległ się trzask zamykanych drzwi i nastała cisza.

W powietrzu czuć było zapach dymu.

A więc tak chcą się pozbyć jedynego świadka, pomyślałam, patrząc na dziewczynkę. Spalą nie tylko nas, ale i cały dom. Wujek uzna to za nieszczęśliwy wypadek, że panienka musiała przypadkowo wzniecić ogień. Nie będą wyprawiać pogrzebu, bo nie będzie zwłok. Wszystko pochłonie ogień. Płomienie były coraz bliżej nas. Moja biała sukienka była zabarwiona krwią. Panienka otworzyła oczy. Jej wzrok skupił się na mojej postaci, na delikatnych ustach pojawił się nikły uśmiech.

- To… będzie… nasz… sekret… - wyszeptała.

Ogień był wokół nas.
Byłyśmy same.
Tak.
To będzie nasz sekret.

Na wieki.

piątek, 11 marca 2016

#18 Przerywnik; ***

Przepraszam
Za słowa, których było za dużo
Za te niewypowiedziane myśli
Za te nieprzespane noce
Za mokrą od łez poduszkę
Przepraszam
Za moją głupią nadzieję
Za to, że nie chciałam wiedzieć
Za te ukryte spojrzenia
Za klapki na mych oczach
Przepraszam
Że nie widziałam
Że wcześniej nie zrozumiałam
Że trwałam przy Twoim boku
Że, milcząc, nie zmieniałaś tonu
Przepraszam
I wiem, że to mało
Bo żyłaś w tym strachu od dawna
Lecz teraz - przysięgam!
Nie będziesz nigdy sama
Jak cichy Anioł
Jak wieczny Strażnik
Niczym Sumienie
Przy Tobie stanę
I będę Ci szeptać
Z dłoni wyjmować złe rzeczy
Powstrzymam od skoku w przepaść
Tylko proszę o jedno
Zaufaj mi

11.03.2016 r.
~ ~ ~

Zachęcam do komentowania, pozostawieniu po sobie "śladu" pod tą postacią.
Można także polubić stronę bloga - odnośnik po prawej.

piątek, 4 marca 2016

#17 Przerywnik; "Spowiedź"

Wiem
Że jesteś gdzieś tam
Wiem
Że znajdziesz mnie wszędzie
Wiem
Że będziemy zawsze razem
Wiem

Ale co tak naprawdę?

Że byłaś, gdy Cię potrzebowałam
Wiem
Że wypłakałaś przeze mnie ocean
Wiem
Że moje słowa Cię zraniły
Wiem

Ale co to da?

Za wszystkie złe słowa
Przepraszam
Za krzyki i awantury
Przepraszam
Za ucieczki z domu i wybryki
Przepraszam

Lecz co to odmieni?
Już nie żyjesz

Umarłaś
Z rozpaczy
Umarłaś
Z miłości
W dniu narodzin
Zginęłaś
Śmierć zawsze ma wszystkie losy

Możemy tylko czekać.
04.03.2016r.
~ ~ ~
Na miesiąc niemal przed urodzinami. Już kolejnymi zresztą. Coś w końcu po chorobie, po całym tygodniu siedzenia w ciepłym łóżku. Nie jestem zbytnio zadowolona z tego wiersza, ale obiecuję poprawę.
Diablica

Mam nadzieję, że lekko zrekompensuję kiepski wiersz bardzo dobrym, moim zdaniem, utworem muzycznym.

© Halucynowaa | WS | X X X