Poznaliśmy się przypadkiem. W szkole, w klasie, przelotnie.
Nic między nami nie było; bałam się Ciebie po części, a po części uważałam, że
jesteś nieco dziwną osobą. Zawsze i wszędzie Cię pełno, uśmiech na twarzy i w
każdym momencie z czymś do powiedzenia.
Byłeś tak otwarty na świat.
Pamiętam, że się wygłupiałeś. Za każdym razem, czochrałeś włosy, zagadywałeś
nauczycieli. Niektórych to wkurzało, innych bawiło. Ja byłam gdzieś pomiędzy.
Nie miałam o Tobie złego zdania. Prócz tego, że nieszczególnie dogadywałam się
z chłopakami, nie byłeś złą osobą.
A potem, po pół roku, przeniosłeś się na inny profil i kontakt jeszcze bardziej
zmalał.
Widywaliśmy się przelotnie na korytarzu, ja szłam na lekcje z klasą, Ty siedziałeś
i czekałeś na swoją godzinę. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele razy; tutaj jakieś
przybicie „piątki”, tu chwila rozmowy, głównie w temacie nadchodzącej lekcji.
Czasami wspominałeś o swojej dziewczynie. Byłeś tak szczęśliwy mówiąc o niej, że
cieszyłam się z Twojego szczęścia – jak to u mnie bywa, wieczna dusza
empatyczna.
A potem nadeszła ostatnia klasa.
Niby nic się nie zmieniło. Ale częściej Cię widywałam, chwilami rozmawialiśmy.
Jak szkolni znajomi. Któregoś dnia miałam czekać na kolegę dwie godziny.
Spontanicznie zapytałeś, czy gdzieś się przejdziemy. Mój instynkt obronny
podpowiadał „odmów, to chłopak, a Ty się ich boisz!”. Byłam bliska posłuchania
tego głosu. Coś jednak pchnęło mnie i zgodziłam się. Poszliśmy na spacer w
niedalekie miejsce; podsadziłeś mnie na murek mimo moich protestów pomieszanych
ze śmiechem i okrzykami „Jesteś wariatem!”. Rozmawialiśmy cały czas. Poznałam Cię.
Okazało się, że nie jesteś taką osobą, na jaką wyglądasz. Nie jesteś zawsze tak
radosny, cierpisz bardzo często. Słuchałam Cię uważnie, nie mogąc uwierzyć, że
przez tak długi czas źle Cię oceniałam. Wróciliśmy pod szkołę, zgarnęliśmy
kolegę. Odprowadziłeś nas na przystanek, a potem wskoczyłeś na rower i
pojechałeś do dziewczyny.
Mijały dni, a my się zaprzyjaźniliśmy.
To była bardzo przyjemna relacja. Gadaliśmy trochę, każde z nas miało swoje
życie, swoje drugie połówki, opowiadaliśmy sobie co nieco. Jak była możliwość to
w takich „przerwach” na czekanie kogoś chodziliśmy i także gadaliśmy. Byłeś
pierwszym chłopakiem, z którym tak dobrze mi się rozmawiało. To było coś
zupełnie dla mnie nowego.
A potem pojechaliśmy na wycieczkę.
Na koncert do miejscowości oddalonej kawałek od miasta. Mieliśmy jechać we
trójkę, lecz pokłóciłeś się o coś z dziewczyną. Byłam zbyt nieśmiała by pytać o
co poszło. Pojechaliśmy we dwójkę kilka godzin wcześniej. Posiedzieliśmy na
rynku, posłuchaliśmy jakiś występów, a potem poszliśmy się przejść.
Wymyślaliśmy, że można się po zakończeniu szkoły wybrać na jakiś rajd, połazić.
Bawiliśmy się świetnie przed koncertem, jak i na nim. I wtedy pojawiło się coś
nowego. Coś, co nie powinno zaistnieć w żadnym z nas. I nie powiedzieliśmy o
tym sobie przez całą drogę powrotną do miasta; ja byłam w złym humorze przez
pewną sytuację, Ty siedziałeś obok i użyczałeś swojego ramienia dla mojej
głowy. Po wyjściu z autobusu szliśmy chwilę w ciszy, którą przerwałeś. Do tej
pory pamiętam każde słowo z tego króciutkiego dialogu między nami, gdy szedłeś
obok mnie, a ja dreptałam ze wzrokiem wbitym w chodnik:
- Boję się.
- Czego się boisz?
- Bo zaczynam przy Tobie czuć motyle w brzuchu.
Nastała chwila ciszy.
- No… to faktycznie powinieneś się bać.
Znów zapadło milczenie między nami. Szliśmy w pewnej
odległości od siebie. Nie widziałam Twojej twarzy, ale wydawało mi się, że się
na mnie patrzysz.
I nagle wyskoczyłeś z pytaniem, którego się nie spodziewałam.
- Czy chcesz mnie pocałować?
Strach wypełnił każdą komórkę mojego ciała, zakazane pragnienie mieszało się z
nim i starało wyprzeć. Nie spojrzałam nawet na Ciebie, szłam dalej,
zastanawiając się nad odpowiedzią. Mogłabym skłamać i nic by się nie stało, po
prostu byśmy o wszystkim zapomnieli. Ale to nie byłabym ja.
- Tak.
Mleko się rozlało.
Z początku nic się między nami nie zmieniło. Nie było
schadzek, nie było potajemnych spotkać. Była przyjaźń, a tamten pocałunek
tłumaczyliśmy chwilą, że to przez Twoją kłótnię z dziewczyną i moją z
rodzicielką. Ale jednak, po mniej więcej tygodniu, powtórzyliśmy to. Do tej
pory staraliśmy się tego ryzyka unikać, choć było wiele sytuacji, kuszących
chwilą. Ale nie mogło to trwać wiecznie. Nasze drugie połówki nie wiedziały.
Zresztą – czy między nami a nimi jeszcze coś było? Nasze związki się kruszyły,
łamały. Ja nie miałam odwagi tego zakończyć od jakiegoś czasu, Ty tak samo.
Daliśmy
sobie nawzajem tą odwagę, choć było ciężko. Wspieraliśmy się.
Mleko się rozlało.
I teraz jesteśmy już kolejny miesiąc ze sobą. Bywa ciężko. Potrafimy
się pokłócić o błahostkę. Nie odzywać się do siebie i „fochać”. Ale nie trwa to
wiecznie, bo nie możemy tak. Zaraz któreś przychodzi i przytula się do drugiej
osoby. I tłumaczymy sobie wszystko. I znów jest cudownie.
I chociaż wydarzenia tamtego wieczoru nie powinny mieć
miejsca, to jednak dzięki nim teraz jesteśmy szczęśliwi. I obyśmy byli dalej.
Skoro mleko się rozlało – niech płynie dalej.
28.01.2016